Czym uraczyć gości, gdy chcesz jeść zdrowo i FIT, a oni niekoniecznie?

Słodka wyżerka!


   Nie każdy lubi zdrowe słodycze, doskonale to wiem. Większość ludzi jest bowiem przyzwyczajona do smaków, konsystencji deserów (czy też dań), które zna od dzieciństwa. "A smaków, jak liter, trzeba się nauczyć" (nie wierzę, ale właśnie cytuję reklamę z czasów, gdy oglądałam telewizję ^^). Dla jednych smoothy będzie doskonałym deserem, a dla innych smacznym "sokiem" na popicie do śniadania. Ile osób, tyle punktów widzenia. Są osoby, które lubią wychodzić ze swojej strefy komfortu oraz takie, które czują się bezpiecznie jedynie w znanym sobie rejonie. I OK! Każdy dokonuje swoich wyborów. Jeśli jednak przychodzisz do kogoś w gości, jesteś na nieco innej pozycji, a wybór jest... ograniczony. Nie możesz mówić, co ktoś ma przygotować do jedzenia, możesz jedynie jeść co Ci podano, nie jeść wcale, albo przynieść swoje jedzenie. 




   Ja dzisiaj skupię się na sytuacji, gdy Ty jesteś gospodarzem spotkania. Na co dzień bardzo dbasz o swoje zdrowie. Trenujesz, jesteś aktywny, dbasz o to, żeby Twoje posiłki były nie tylko smaczne, ale i zdrowe. Nie masz w domu żadnego junk food, a jedynie czyste jedzenie. Nie znosisz też wyrzucać i marnować jedzenia. Taki masz lifestyle i jest Ci z tym dobrze. Twoi znajomi, rodzina, mają jednak inny i jedzą całkiem co innego. Ale przecież z powodu swojego życia nie będziesz aspołeczny i nie przestaniesz gościć osób, które mają odmienny sposób odżywiania



   Na początku mojej drogi ze zdrowym odżywianiem, czułam się trochę jak dziwoląg. Moja rodzina, przyjaciele, znajomi, jedli zupełnie coś innego. Moja świadomość na temat produktów spożywczych mi na to nie pozwalała, nie chciałam być wobec niej ignorantem. Ale też nie chciałam nikogo zmuszać do jedzenia "samej paszy", albo siedzenia jedynie przy kawie, czy herbacie w moim domu. 
   Co więc robiłam? Kupowałam słodycze, które leżały w pogotowiu, żebym mogła podać gościom jakieś "normalne jedzenie". I tak wykładałam przykładowo na stół paczkę ciastek (wiadomo, że głupio postawić jedną paczkę, bez możliwości wyboru...), znikały 3, a reszta lądowała później w szafce, a ostatecznie w koszu. Tak było za każdym razem. Czasem udało się coś wcisnąć komuś na wynos, ale nie zawsze przecież tak wypada. I tak oto, swojego jedzenia nie wyrzucałam praktycznie wcale, a przekąski po gościach, co wizyta, lądowały w koszu. Bez sensu. Ale w końcu poszłam po rozum do głowy.




   Czas na asertywność i kompromis. Dwa piękne słowa, które odnoszą się nie tylko do podziału obowiązków domowych, czy w pracy, ale również do towarzyskiej sfery życia. Dlatego koniec z poczuciem, że jestem inny, są jacyś "oni" i "ja". Jesteśmy "my" i jemy to samo, tylko spotykamy się w połowie drogi. Przychodzisz do mnie, grasz w moją grę. Zasady są proste. Nie serwuję Ci do kawy kokosowej jaglanki z musem z rabarbaru (chyba, że na indywidualne zamówienie ;)), ale nie dostaniesz również piegowatych ciastek, które są dla Ciebie delicją. Przygotuję za to coś pomiędzy. Jak na przykład puszyste MUFFINKI Z MALINAMI. Żeby było na bogato, przełożę je jeszcze dobrym masłem orzechowym. Moje MUFFINY są bezglutenowe, bezcukrowe, bez laktozy, bez jaj, czyli takie jak wszystko, co jem na co dzień. Ale przede wszystkim są super smaczne, puszyste i nie odbiegają w niczym od tych tradycyjnych. Ba! Są nawet lepsze :p A z masłem orzechowym to już niebo w gębie.



   Z podanej ilości składników wychodzi 1 duży, wysoki słodki gryczany chlebek, albo 1 mniejszy i 12 MUFFINEK. Ewentualnie całą masę samych MUFFINEK ;) Zależy na co masz dzisiaj ochotę. Do ich zrobienia nie potrzebujesz nawet miksera, a sam proces przygotowywania jest banalnie prosty. Trochę pomachasz w misce widelcem, przełożysz masę do foremek, zapieczesz i voilà!


Pałaszujcie bez wyrzutów sumienia!
Smakowitego!


  

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.