Ciasteczkowy POTWÓR!!

   Wyznanie Ciastkoholiczki.

   Tak. Muszę się przyznać. Przed Wami i przed samą Sobą. Kocham ciasteczka! Ale nie te sklepowe, te mnie w ogóle nie ruszają, serio. Od nich tylko zęby i żołądek bolą, a d. rośnie. No i producenci zawsze żałują tego, co najlepsze - superfoods. Za to te robione samemu, to już całkiem inna para kaloszy. Wypchane mnóstwem orzechów, bakalii, chrupiącego siemienia lnianego czy nasion chia... omnomnommmm...  





   Uwielbiam ich smak oraz to, że dostarczają mi węglowodanów złożonych oraz mikroelementów, dzięki którym mam siłę by funkcjonować przez cały dzień i być zdrowa. Świetne w nich jest również to, że mogę robić je na wiele sposobów, w różnych odsłonach, w zależności od tego, co mam akurat w domu. Jeśli mam orzechy brazylijskie, czy migdały to je dodaję. Jeśli mam tylko orzechy ziemne, nie szkodzi, dodaję ziemne. Mam jagody goiji, świetnie się nadadzą, ale tak samo dobra będzie śliwka suszona. Siemię lniane mogę zastąpić nasionami chia, albo na odwrót, czy też użyć obu, ale w mniejszej ilości.
 
Ciasteczkowa fantazja nie ma granic!



   Z ciasteczkami jest też o tyle fajnie, że spokojnie mogą poleżeć kilka dni w suchym miejscu i służyć jako zdrowa przekąska w chwilach słabości, na spotkanie z przyjaciółmi, a nawet za śniadanie, gdy nie mamy czasu nic przygotować, bo nie daliśmy rady pokonać sił grawitacji między głową, a poduszką. Garść ciastek, szklanka mleka (u mnie roślinnego) i Voilà! Co nie zmienia faktu, że najsmaczniejsze są świeżo po upieczeniu i prosto z blachy rozchodzą się najszybciej.
   Przedstawię Wam moją wersję CIASTECZEK. Niewątpliwie są one wegańskie, bezglutenowe i pyszne! Z przepisu tego wychodzi, aż 90 małych ciasteczek - 2 blachy, więc śmiało możecie zrobić je z 1/2 porcji.
   

Potrzebny sprzęt:

  • blender, bądź ręka uzbrojona w widelec i silny bicek;
  • miska;
  • blacha wyłożona papierem do pieczenia;
  • piekarnik.

Potrzebne składniki:

  • pestki słonecznika - 4 łyżki;
  • jagody goiji - 4 łyżki;
  • orzechy ziemne - 4 łyżki;
  • rodzynki - 4 łyżki;
  • daktyle - 10 sztuk;
  • nasiona chia - 3 łyżki;
  • czarny/biały sezam - 2 łyżki;
  • mąka kokosowa - 1/2 szklanki;
  • mąka kukurydziana - 1/2 szklanki;
  • mąka owsiana (u mnie bezglutenowa - zmielone płatki)- 1/2 szklanki;
  • roztopiony olej kokosowy - 80g;
  • woda - 4 łyżki;
  • dojrzałe banany - 2 sztuki.

Przygotowanie:

   Chyba nie ma nic prostszego, niż zrobienie tych ciasteczek. Zaczynamy od posiekania dość drobno: pestek słonecznika, orzechów, jagód goiji, rodzynek, daktyli. W oddzielnym naczyniu blendujemy, bądź bardzo dokładnie rozdrabniamy widelcem banany i dodajemy do nich roztopiony olej kokosowy oraz wodę. Następnie łączymy wszystkie składniki, zagniatamy najlepiej rękoma ciasto w misce i lepimy kuleczki, które następnie na blaszce rozpłaszczamy. Tak przygotowane ciasteczka wkładamy do rozgrzanego do 180st.C piekarnika i pieczemy, aż ładnie się zrumienią - około 15-20minut.

   Deser ten jest łatwy i szybki w przygotowaniu, jeśli jednak masz naprawdę mało czasu, bo znajomi dzwonili, że wpadną za pół godziny, daruj sobie krojenie bakalii, pestek i mniejszych orzechów. Zamiast mąki, dodaj całe płatki owsiane, Wrzuć wszystko jak leci, tylko staraj się lepić bardziej zwarte kulki, żeby się nie rozpadły i zachwyć gości zapachem świeżo pieczonych ciasteczek witającym ich od progu.



  
   
Pałaszujcie bez wyrzutów sumienia!
Smakowitego!

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.